piątek, 5 października 2018

Lasso i pęseta do usuwania kleszczy. Hit i kit.

Jesień to dość zdradliwa pora roku.
Nie tylko łatwo się zaziębić, ale też i złapać kleszcza.
A im szybciej pozbędziemy się niechcianego pasożyta, tym lepiej.
Wpierw trzeba jednak wiedzieć, jak zrobić to prawidłowo...i czym.




Aby prawidłowo (a to znaczy: w całości), wyciągnąć kleszcza, tak naprawdę wystarczy spełnić dwa warunki. Złapać go jak najbliżej skóry i jednym, pewnym ruchem wykręcić. Oto cały klucz do sukcesu.

Kleszcza niczym nie smarujemy, nie mrozimy, nie trujemy. Nie wyszarpujemy go ani nie ciągniemy. Wykręcamy, bo dzięki temu zmniejszamy ryzyko pozostania elementów aparatu gębowego kleszcza w ciele ofiary. Kierunek wykręcania, również nie ma znaczenia. Potwierdziły to liczne badania, których wyniki bez większego trudu można znaleźć w internecie.

Do precyzyjnego wyciągnięcia kleszcza mogą więc służyć nasze paznokcie (z rozrzewnieniem wspominam obozy harcerskie, na których pielęgniarki nie potrzebowały zbyt dużej ilości sprzętu - liczyły się umiejętności "polowe") lub zwykła pęseta kosmetyczna. Tyle tylko, że bez odpowiedniej wprawy, próba ta, najczęściej kończy sie fiaskiem.

Dlatego na rynku pojawiły się instrumenty, dzięki którym ta trudna czynność, staje się łatwizną.
A przynajmniej tak zapewniają producenci. Jak jest naprawdę?




Lasso na kleszcze w mojej apteczce jest już od dawna. Nie pamiętam, jak do mnie trafiło, i jak wyglądało życie bez niego ;) Na pewno służy mi już dobrych parę lat, i w żaden sposób nie straciło na swjej skuteczności.

Używając go, ani razu nie przydarzyła mi się wpadka, w postaci rozczłonkowanego kleszcza. Również w przypadku zwierząt, które niezbyt dobrze znoszą zabiegi tego typu, lub znoszą ale jedynie przez ułamek sekundy...


Założenie lassa jest banalne a zarazem genialne w swojej prostocie. Mocna żyłka w postaci pętli, ukryta jest w przyrządzie przypominającym zwyczajny długopis.


Pętla jest podłużna, ale elastyczna - wystarczy nacisnąć ja palcem, aby wpasowała się na opitego już kleszcza. To bardzo mądre rozwiązanie, bo z reguły to świeżo wbite pasożyty stanowią problem. Wyślizgują się, przez co trudno je uchwycić. Dlatego wąska z pozoru żyłka, radzi sobie z nimi bezbłędnie.

Najważniejsze, to złapać kleszcza blisko skóry. Można pomóc sobie palcem, aby pętla dobrze przylegała do ciała ofiary. Potem, wystarczy zwolnić spust, by pętla zacisnęła się. Ostatni krok to delikatne przekręcenie lassa.


Budowa urządzenia jest prosta, dzięki czemu trudno je popsuć. Nawet jeśli pies czy też kot jest w bojowym nastroju - wyrwanie czy wytrącenie lassa z ręki, nie wyrządzi mu żadnej szkody. Z reguły jednak czynność ta trwa tak krótko, że pupil nie zauważa, co takiego robi człowiek. Ponieważ ta metoda jest całkowicie bezbolesna, i wrażliwe zwierzęta (bądź ludzie) są w stanie spokojnie reagować na widok "znajomego długopisu".


Inaczej ma się sprawa ze specjalnymi szczypcami do usuwania kleszczy.

Może i wyglądają one dość profesjonalnie, ale to tylko pozory - a te często mylą. Ich nieporęczność daje się odczuć już od pierwszej chwili. Ciężko je dopasować do dłoni, jeszcze ciężej jest skupić się na precyzyjnym schwytaniu pasożyta. Gdy dodamy do tego niezbyt współpracującego psa czy kota, katastrofa gotowa - uszczypnięta skóra naszego pupila, albo zamiażdżony lub urwany kleszcz.

W przeciwieństwie do lassa, szczypce stworzone są z dość twardego tworzywa. Tym samym, przydadzą się one jedynie w przypadku mało i średnio opitych kleszczy. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że  uszczypnięcie w palec jest bolesne dla nas, to równie bolesne będzie ich zemsknięcie się na wrażliwą skórę psiego karku bądź pachwiny, w których to najczęściej można znaleźć intruza.






Moje odczucia z użytkowania są więc jednoznaczne.
O ile szczypce są do kitu, o tyle lasso zasługuje na miano hitu :)

Życzę jednak i sobie i Wam, żebyście nie musieli zbyt często z nich korzystać, a najlepiej - w ogóle.
A jeśli już - pamiętajcie, żeby odkazić rankę po wyciągniętym kleszczu i bacznie obserwować swojego pupila!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz