czwartek, 22 stycznia 2015

(Nie)Trudne decyzje

Nieszczęścia chodzą parami. Tak powiadają. Coś w tym jest...


Kto do nas zaglądał, jest wtajemniczony w nienajlepszy stan zdrowotny mojej starszej kotki. Tak się jednak składa,że koty mam dwa. Drugim jest córka starszej. Kiedy całe nasze zaangażowanie i uwaga szła w stronę poszkodowanej, Młoda jakoś przestała się łasić, trochę spochmurniała, stała się apatyczna. Pierwszą myślą było, że odczuwa, iż ze Starą jest źle. Jednak jej zachowanie było na tyle podejrzane, że pojechaliśmy do weterynarza. A tam...dowiedzieliśmy się, że wyniki jednoznacznie wskazują na tylko jedno wyjście-uśpić. Wyniki. Bo z wyglądu i zachowania kotki, nikt by się tego nie spodziewał...

W życiu każdego zwierzoluba, przychodzi moment, w którym musi podjąć trudną decyzję. O ile istnieje tu jakakolwiek trudność. Bo przecież wybór jest jeden-ratować, walczyć o zdrowie, próbować czego się tylko da...Ale każdy medal ma dwie strony...

Kto ma facebooka, niejednokrotnie natknął się na wydarzenia, w którym zbierane są pieniądze na leczenie ciężko chorych kotów (wirusy, infekcje pooperacyjne albo i bezdomniaki, które tylko dzięki upartym wolontariuszom mają szansę na przeżycie), operacje psów powypadkowych, kontuzjowanych podczas zawodów czy też innych przypadków medycznych. Poświęcenie właścicieli, ludzie dobrej woli, zdjęcia poszkodowanych zwierząt-to wszystko porusza do głębi.

I tu pojawia się taki drobny "prztyczek", taka mała igiełka kłująca w serce-albo i rozum "czy to aby nie przesada?". Czasami dłuższe leczenie trwa miesiąc, czasami przeciąga się na lata...Ilość pieniędzy wkładana w kolejne zastrzyki, antybiotyki, kroplówki i środki pomagające wrócić do zdrowia, można mierzyć w tysiącach złotych. Wszystko dla tego jednego konkretnego psa czy też kota. A przecież za ich równowartość można byłoby nakarmić setki pokrzywdzonych czworonogów, które nigdy nie zaznały ludzkiej dobroci, wykastrować mnóstwo wolnożyjących kotów albo i wykupić całe stada koni wiezionych na rzeź...Czy można nazywać się miłośnikiem zwierząt, jeśli walczymy o zdrowie swojego pupila, które jest przedłużane ale bez wielkiej nadziei na poprawę, kiedy dookoła tyle cierpienia, które moglibyśmy załagodzić?

Rozum zaczyna analizować. Myśleć. Zastanawiać się jak to będzie, czy da radę, czy to ma sens. A potem wystarczy chwila,żeby spojrzeć w oczy swojego futra. Ułamek sekundy, w ciągu którego nie potrzeba słów, by zrozumieć proste przesłanie "Ufam Ci. Boli mnie ale chcę walczyć". I rozum zostaje zalany przez falę uczuć. Wspomnień. Tych dobrych chwil, kiedy w nocy czuło się ugniatanie pleców, mruczenie spod kołdry i tych złych, kiedy rano przy poduszce można było znaleźć upolowaną mysz, czy tez trzeba było się zwlec z łózka o trzeciej w nocy i wpuścić miauczącego kota do środka. Tych chwil, których się nie pamięta, dopóki człowiek nie zaczyna sobie zdawać sprawy, że to może być ich koniec.

Biologia jest bezlitosna-przetrwają najsilniejsi.
Chłodne rozumowanie też. Według mojego sąsiada marnotrawstwem jest inwestycja w obrożę, szelki czy też smycz. Pies ma się pilnować. Jeśli potrąci go samochód, pogryzie inny pobratymiec, albo dopadnie choroba, mówi się trudno. W kolejce w schronisku czeka 10 następnych na jego miejsce...

Ale człowiek prócz rozumu ma serce.
Ma też sumienie.
Każdy inne, więc wybór wcale nie musi być taki oczywisty.
Nie do nas więc należy opinia i ocena innych, którzy postępują zgodnie z własnymi przekonaniami...
Bo żeby móc kogoś ocenić, trzeba było by się znaleźć w jego sytuacji i jego skórze.
A to jest niemożliwe.

Zwierzęta uzależniają. Nie wyobrażamy sobie życia bez istoty obok, z którą spędziliśmy a choćby tylko i trzy lata razem. Usiłujemy zrobić wszystko. Czasem bywa to zwodnicze-przekładamy swój egoizm i przywiązanie nad cierpienie Przyjaciela. Zwierzę cierpi, bo je boli. My cierpimy, bo widzimy cierpienie zwierzęcia. Ale nie chcemy podejmować decyzji, która będzie nam towarzyszyć do końca życia...Dlatego, jeśli wiemy ,że jest choćby cień szansy, światełko w tunelu, ten 1 % wyjątków...a nie wiąże się to z męczeniem czy też rozpaczliwą próbą odwleczenia tego, co nieuniknione...to czemu nie próbować?

Może warto tu przypomnieć pewien cytat.
Cytat, który powinien być jedenastym punktem dekalogu, i który każdy z nas powienien znać na pamięć.
Wtedy decyzja będzie oczywista.

- Chodź pobawić się ze mną - zaproponował Mały Książę. - Jestem taki smutny... 
- Nie mogę bawić się z tobą - odparł lis. - Nie jestem oswojony. 
- Ach, przepraszam - powiedział Mały Książę. Lecz po namyśle dorzucił: - Co znaczy "oswojony"? 
- Jest to pojęcie zupełnie zapomniane - powiedział lis. - "Oswoić" znaczy "stworzyć więzy". 
- Stworzyć więzy? 
- Oczywiście - powiedział lis. - Teraz jesteś dla mnie tylko małym chłopcem, podobnym do stu tysięcy małych chłopców. Nie potrzebuję ciebie. I ty mnie nie potrzebujesz. Jestem dla ciebie tylko lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz jeżeli mnie oswoisz, będziemy się nawzajem potrzebować. Będziesz dla mnie jedyny na świecie. I ja będę dla ciebie jedyny na świecie. 


- Ludzie zapomnieli o tej prawdzie - rzekł lis. - Lecz tobie nie wolno zapomnieć. Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś.

PS Póki się da, będziemy walczyć!


8 komentarzy:

  1. Trzymam kciuki. Przesyłam dużo mocy i zdrówka dla kociaka. Będzie dobrze!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zwierzęta uzależniają, a po za tym to członkowie naszych rodzin, a o nich się walczy do końca. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam to z drugiej strony, tej lekarskiej. Kiedy wiem, że trzeba walczyć, kiedy muszę podpowiedzieć, że czas odpuścić.

    Uważam, że my, jako opiekunowie zwierząt mamy wielki przywilej, że możemy im pomóc, gdy to wszystko stanie się zbyt trudne.

    Nie uważam za egoizm tego, że walczy się o swojego przyjaciela, członka rodziny.

    Dla mnie to to samo co walczenie o leczenie mamy czy męża. To po prostu miłość. Nie rozpatruję, że inny pies w schronisku...inny pies w schronisku to nie ten, to nie mój pies. Inna osoba w innym szpitalu to nie mój synek, tata, córeczka.

    Trzymam kciuki za leczenie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mi przykro z powodu choroby, trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Życie bywa okrutne i często nas zaskakuje, niestety czasami z tej negatywnej strony :/
    Mam nadzieje, że zwierzak da radę i ty też. Walczcie do końca!

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzymam kciuki za leczenie, żeby organizm kotki szybko zaskoczył.
    P.S. Sąsiad ma co najmniej ciekawą perspektywę, niestety obawiam się że jest wyobcowany w myśleniu tego typu. Przypominają mi się ludzie, którzy uważają, że labrador urodził się mądry i powinien się słuchać - jak nie słucha to sru, do schronu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja patrzę na to bardzo prosto: nigdy nie pozwolę żadnemu z moich psów cierpieć, jeśli nie ma perspektyw. To jest czysty egoizm. Tak samo, jak nie pozwoliłabym mężowi.
    Niestety, każde życie się kończy. Możliwe, że podchodzę do tego nieco "łagodniej" niż standardowy obywatel, bo ze śmiercią spotykam się codziennie... zawsze jest ona tragedią, ale nie można pozwolić, by ktokolwiek - człowiek czy zwierzę - straciło w jej obliczu godność.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń