poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Warsztaty tropieniowe z Bavaria Team, 11-13.04.2014

Warsztaty rozpoczynał piątkowy wykład, wprowadzający w techniki tropienia, teorię zapachu i ogólną potęgę psiego nosa. Trafienie do miejsca naszego szkolenia nie było nawet takie trudne, jak przypuszczałam. Choć przybliżająca się tabliczka "ślepa ulica" z każdym krokiem pozbawiała mnie resztek nadziei, że dobrze idę. Zostaliśmy jednak wcześniej uprzedzeni, że będziemy tropić na końcu świata. Organizatorzy nie przesadzili!
burek ze wsi, nie mający nic wspólnego z naszymi warsztatami a w szczególności z prowadzącą ;)
Piątek minął więc błyskawicznie, ładując w nas nowe informacje-kto jest kto, kto gdzie i z kim i w jakiej kolejności jutro. Niemały zamęt wprowadziły psie imiona. Pary typu "Basia i Maja" albo "Ola i Matylda" skutecznie mieszały w głowach uczestników, pozwalając się im głowić, kto jest przewodnikiem a kto psem tropiącym...

Jak to bywa na wykładach, zdjęć nie ma...ale jest fota z noclegu ;)
Na warsztatach miało być rodzinnie. I było chyba aż za! Gastrobaza czynna od pierwszych minut wejścia w pole, działała na nas jak lep na muchy.


Pogoda była idealna. Upał nie doskwierał, lekka rosa na trawie, wiatru brak a chmur niewiele.
Na pierwszy ogień poszedł Dzidzio. Zachwycił wszystkich. Urodą, inteligencją i...urodą. Tropienie traktował jako oczywistą oczywistość. 







Basia już od początku dała mi do zrozumienia, że jestem owcą. A raczej starała mi się dać to do zrozumienia, bo bezwiednie poddałam się jej patrzałkom. Raz zapędziła w jeden kąt, raz w drugi. Ja myślałam, że jestem kulturalna i schodzę jej z drogi, żeby ułatwić węszenie. Ona komunikowała, że węszyć nie może, bo ta biedna owieczka za bardzo odstaje od grupy. Wspaniale pokazały to nagrania, które później analizowaliśmy. Co border potrafi zrobić z człowiekiem...i jak ważna jest umiejętność przyjęcia punktu widzenia psa. Umiejętność, która w tropieniu jest niezbędna. Jak i każdej pracy z psem.








Frida jako jedyna z psów, z tropieniem miała do czynienia wcześniej. Jak i jej właścicielka oczywiście. Stąd uśmiech, chęć do pracy i nos szturchający wszystko i wszystkich. 




Frida okazała się też antyprzykładem szelek wskazanych do tropienia. Z pewnością piękne i trwałe, ale zdecydowanie podduszające psa podczas pracy. O właściwych szelkach jeszcze napiszę, bo jak się okazuje nasza wiedza w tym temacie jest bardzo nikła. 




A tutaj Frida nie mogąca doczekać się już pracy. Ludzie peplają, GoPro kompromituje, a ona podejmuje ślad. W końcu ileż można czekać?



Matylda (tak, mowa o psie, a nie karmiącej pasztetem) okazała się przecudownym...nieszczeniaczkiem. Prócz miłości do lateksu okazywała nadmierne zainteresowanie ludźmi i tworami ludzkopochodnymi...O gustach jednak się nie dyskutuje a dzielnie je znosi...Ola okazała się naprawdę dzielna. Na jej miejscu mogłabym mieć dylemat: udusić psa za uflejanie nowych szelek, czy za niezidentyfikowaną substancję na karku i uszach...
Czytelników uspokajam: do scen drastycznych nie doszło, nikt nie ucierpiał ;)





Ostatnią (a jak wiadomo, ostatni będą pierwszymi!) tropicielką była Janeczka. Psica po przejściach, dumna przedstawicielka psów wielorasowych :) Nieufna w stosunku do obcych ludzi i psów. Ale jeśli jeszcze nie wiecie, pasztet może zdziałać cuda. Taki z tubki, opakowania, konga albo i słoika. 




W sobotę obecność aparatu i innych ludzi i psów była nadmierną atrakcją. Tropienie odbyło się bez asysty gapiów. Tym samym Janeczka stała się przykładem, że tropienie jest wspaniałą metodą rehabilitacyjną dla psów 'problemowych'. W niedzielę, nie tylko zyskała dwie nowe ciocie ale i nawet obecność wujka nie stanowiła przeszkody. Końcowy sukces na ostatnim śladzie wzruszył wszystkich świadków ( a było ich AŻ 5). Dlatego cała ekipa trzyma mocno kciuki za ten duet i dalsze postępy!




(sobotnie wyjście na pierwszy ślad Janeczki. Opadnięte ucho wskazuje na niepewność względem nowej sytuacji. Wystarczył 1 dzień...)

Humory dopisywały przez cały czas. Prowadzącym, tropiącym, pozorującym...Niesamowita atmosfera, fantastyczni ludzie, cenne obserwacje, wiele radości z odnalezionych zgub i zaginionych. 


 (Zagadka dla uczestników: Flora, Nela, Sara. Kto jest kto? :D)

Sobotni wieczór minął na rozmowach, herbacie szyciu i pleceniu (a także na sprawdzaniu czy Flora na pewno oddycha-tropienie to naprawdę ciężki kawał psiego chleba!). Niestety pewna osoba nie zechciała się sfotografować przy maszynie do szycia :( Pozwalam sobie jednak wrzucić jej twór, który polecam wszystkim tropicielom. Kolejna rzecz, która nie jest taka oczywista w wyborze (zaraz po szelkach) akcesoriów do tropienia...




Niedziela upłynęła już na dalszych i bardziej zmyślnych śladach a także zabawach węchowych i rewirowaniu. Ja głównie pozorowałam, co uważam za bardzo ciekawe zajęcie, zwłaszcza, kiedy aparat ma się pod ręką. 




Zmiana perspektywy i możliwość eksploracji otoczenia incognito to naprawdę cenne przeżycie ;)







Na ostatek poszedł gość honorowy-Demonek. Weteran w tropieniu, który zgubę znalazł pomimo utrudnień, jak i podeszłego już wieku.




Jak mawiają, wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Niedziela musiała kiedyś minąć. Niestety. Zapisków nie robiłam, ale kilka wniosków mi się urodziło:
  • jeśli każą Ci iść tyłem, dopytaj się dokładnie o co chodzi...
  • psy o bardzo słodkich pyszczkach, mogą przejawiać bardzo słodkie nawyki...
  • pasztetem i makrelą w kieszeni zjednujesz do siebie psy, ludzi (pasażerów pks-u niekoniecznie...)
  • jeśli ktoś z Twoich znajomych ma 3 poskowce w domu, bądź miłosierny, nie dzwoń dzwonkiem...
a także wiele, wiele innych. Zapewne jak i uczestnikom, tak i mnie motywacji, zapału i pomysłów starczy na jakiś czas. Jeden z lepiej spędzonych weekendów w tym roku. Ale nie najlepiej, bo to dopiero początek. 
Prawda, BavariaTeam? :) 

Wszystkim niezdecydowanym, zastanawiającym się nad tą formą wspólnego spędzania czasu z psem zachęcam! Korzyści zdrowotne, komunikacyjne, jak i same efekty związane z późniejszym zachowaniem psa, mówią same za siebie. Zwłaszcza, że jest to naturalna psia umiejętność. Uczą się, tak właściwie ludzie...

A na koniec wspólne, pamiątkowe zdjęcie. Basia oczywiście już mnie zagania wzrokiem (ale nauczona doświadczeniem z miejsca się nie ruszę!)
Jak już wspominałam, ludzie byli prze-życzliwi, dlatego trzeba było ich posłuchać i zdjąć czapkę...


Na koniec specjalne podziękowania dla organizatorów (Gosia, Kasia jesteście niesamowite!), uczestników, przewspaniałych ludzi z ul. Pontonowej a zwłaszcza mamy Gosi a także autorów rozkładu jazdy niedzielnych pksów na trasie Łódź-Piotrków...


13 komentarzy:

  1. Super! :D Chciałabym kiedyś pojechać na takie seminarium/trening z tropienia. :) A gdzie to wszystko się odbywało? :D Śliczne fotki, psiaki wspaniałe, a ja czekam na post dotyczący szelek... ;)
    Pozdrawiamy! :)
    Nina&Figa

    figusiowyswiat.blogspot.com → (zapraszam na nowy post :D )

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli tylko będziesz miała okazję, nie wahaj się! Te warsztaty akurat były w Łodzi, ale Bavaria jeździ po całej Polsce :) Post o szelkach pojawi się na pewno, materiał już się zbiera :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do zdjęcia trzech posokowców, to obstawiam, że od lewej jest Nela, Flora i Sara (ta z czarną pręgą), ale no ten tego... Pewna nie jestem! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Ja też pewności nie wiem. Ba...nie wiem czy nawet Gosia by wiedziała :D

      Usuń
  4. A dlaczego Emka nie uczestniczyła w warsztatach? Musimy ze Stormem spróbować. A czapka fajna;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najpierw pańcia musiała rozeznać się w sytuacji co i jak, żeby wiedzieć w co się pakuje. A że już wie, to Emkę następnym razzem zabierze :)

      Usuń
  5. Super, na pewno to ciekawe doświadczenie :).
    Ja niestety nie miałabym gdzie zostawić psa :(.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,

    niesamowite, mój pies, również adoptowany ze schroniska wygląda dokładnie tak jak Twój! Dwie krople wody, poważnie, :) I z opisu widzę, że cechy również mają podobne!
    Blog jest fenomenalny, już przeczytałam kilka postów i na pewno w wolnej chwili przejrzę resztę.
    SzarPtaka koniecznie zamówię po wypłacie, w końcu nasz Zac nie może być gorszy, też kocha się przeciągać :)

    Pozdrawiam serdecznie i od razu linkuję, żeby nie zgubić adresu pośród gąszczu innych!
    http://jak-pies-z-kotami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, dziękuję. Sprawdziłam faktycznie pies podobny! :) Emka jest nierasowe ale jest mocno w typie hovawarta, lub owczarka australijskiego o umaszczeniu podpalanym. Tu takie wzorcowe porównania są :) http://podopieczni.blogspot.com/2013/03/post-rocznicowy.html

      Usuń
  7. a ja znowu wetchnę że znam niemal z bloga niemal identycznego psa jak Matylda. :D fajna ekipa i widać że czas na pewno mile spędzony,oby tak dalej !

    pozdrawiamy
    Ola i Baddy. :)

    http://baddy-wspanialy-labrador.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Jej! Tak bardzo chciałabym wybrać się na takie warsztaty! Super, że pojechałyście :)

    czekam na post o szelkach i będę wypatrywać kursów!

    O&N
    pieswewroclawiu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. No jak...przecież zagadka jest prosta - NELA - długie nogi, FLORA - szramy, SARA - czarna pręga i wicher na szyi!

    OdpowiedzUsuń