To jedyny (albo jeden z bardzo niewielu) rodzaj psiej aktywności, gdzie to pies dowodzi. Decyduje. I to podczas wykonywania pracy, do jakiej został stworzony. A człowiek może jedynie nie przeszkadzać i obserwować.
Patrzeć i słuchać swojego psa-wydawałoby się, że to łatwizna.
Jednak tropienie pięknie pokazuje, jak opiekunowie mogą niewiele wiedzieć o swoim psie, a trenerzy o mowie ciała psa...
Ludziom się wydaje (zwłaszcza szkoleniowcom), że bywanie na seminariach o komunikacji, przeszkolenie kilkunastu grup podstawowego posłuszeństwa, własny czworonóg, książka Turid Rugaas o sygnałach uspokajających, robi z nich speców od tłumaczeń z psiego na ludzki. Do czasu, kiedy wezmą linkę w dłoń...
Bo tropienie POKAZUJE i komunikuje.
Jest! Nie ma. Pomóż! Nie przeszkadzaj. Waham się. O, myszki! To stare jest czy świeże?
Krok po kroku okazuje się, że tropienie nie polega na chodzeniu z psem do lasu na długiej smyczy.
Że nie chodzi też w nim o to, by znajdować porzucone skarpetki. Albo odnaleźć pasztet yyy znaczy się ciocię lub wujka (z pasztetem). Chodzi o to, co się dzieje pomiędzy. O Twoje reakcje na to co pies zrobił, co pies mówi, na pytania które Ci zadaje.
O motywację, jaką musisz zbudować.
O nagradzanie, które musi być przemyślane.
O zarządzanie emocjami, które czasami trzeba podnieść, czasami mocno obniżyć.
Aż wreszcie o człowieka na końcu linki, który okazując psu zaufanie, buduje z nim niepowtarzalną więź. Zespół, który tylko dzięki wspólnej pracy może osiągnąć sukces.
Ułożenie uszu, praca ogona, chód, ruchy głową, sposób stawiana łap i wdychania zapachu to tylko część wskazówek świadczących o tym, co pies robi naprawdę.
Czy pies szuka jeszcze zapachu czy już się skończył, czy prosi nas o pomoc, czy woli zdechłego kreta leżącego piętnaście centymetrów pod ziemią a może wie, gdzie jest źródło zapachu ale ma opór by tam podejść, ponieważ się czegoś obawia?
Jedne warsztaty czy jedno spotkanie to za mało by wiedzieć, kiedy psu pomagać, kiedy stać z linką i pozwolić psu sprawdzić teren, a kiedy iść z nim krok w krok czy też "wybić" z innego zapachu. Kiedy czekać na inicjatywę psa, a kiedy zakończyć pracę i zabrać go do auta, przerywając mu brutalnie.
To nie jest łatwe. Wręcz przeciwnie. Każdy pies pokazuje to inaczej. Każdy pies potrzebuje indywidualnej drogi szkolenia. Dopóki nie przerobi się dzieścia, dziesiąt, kilkaset przypadków to będzie czarna magia. Dlatego przeraża mnie, jak łatwo ludzie uznają się za speców w tym temacie po uczestniczeniu w jednym czy nawet kilku spotkaniach.
Tropienie jest uznawane za zabawę rekreacyjną dla starszych. Na kursach trenerskich i instruktorskich jedynie się o nim wspomina, albo-jeśli szkoła ambitnie podchodzi do tematu, poświęca się godzinę na zabawy węchowe, czasem ślad w terenie. I tyle. "Wiedz, że coś takiego istnieje a potem zapomnij."
Człowiek został stworzony jako istota chodząca. Od momentu, kiedy homo sapiens zaczął chodzić do pracy w której trzeba spędzać czas w pozycji nieruchomej, a na pokonywanie znacznych odległości wybrał auto, pojawiły się problemy z kręgosłupem. Wcześniej było to schorzenie sporadyczne. Podobnie jest u psów. Pies został stworzony do tropienia. Gdy tego elementu zabraknie (zwłaszcza u psów ras myśliwskich) pojawiają się problemy, tyle że nie z kręgosłupem a zachowaniem.
Wtedy wybieramy pomoc specjalisty. Dla psa lękowego mamy tyle opcji! Odwrażliwianie, kliker, BAT, kropelki, aż wreszcie i leki...kto by myślał o tropieniu? Rzadko kto. A szkoda.
Nie będę szczegółowo wchodzić w temat, bo długość posta przekroczyła by wszelkie normy unijne, ale podzielę się kilkoma (z naprawdę wielu mi znanych) przypadków, gdzie umiejętna współpraca z psem podczas tropienia jest rozwiązaniem. Z myślą o tych, którzy zostali skreśleni przez otoczenie, którym brakuje już wiary w to, że można coś zmienić i z dedykacją dla przyszłych szkoleniowców, żeby przestali traktować tropienie po macoszemu.
Choco
Na co dzień: Poznanianka. Szczeka na ludzi, nie lubi ich, niepewna w niektórych sytuacjach.
Na tropach: kulturalna, choć nieufna to szczekania używa jedynie do komunikowania o tym, że pasztet jest już gdzieś blisko.
Emi
Na co dzień: Poznanianka. Boi się ludzi, potrzebuje mocnego wsparcia swojej Pańci.
Na tropach: jeden z niewielu momentów, kiedy jest w stanie merdać ogonem oznajmiając swoją radość i dumę z dobrze wykonanej pracy.
Emka
Kiedyś: Chętna obszczekać i nawrzucać każdemu napotkanemu mężczyźnie.
Obecnie, dzięki tropom, nieufność sygnalizuje jedynie leniwym "woofnieciem"-tak dla zasady, już bez emocji.
Janka
Na pierwszym dniu tropienia miała galaretę zamiast nóg, a obserwatorzy nie mogli na nią spoglądać nawet i z oddalenia. Podczas następnego dnia treningu...Janka uchwycona w pędzie wprost na nowego pozoranta :)
Zapewne Bavaria Team mogła by te przykłady mnożyć i mnożyć. Każdy z nich inny, trudny i wydawałoby się, że nie do nadrobienia, skoro specjaliści załamywali ręce. A jednak da się :)
Na koniec mała uwaga.
Tropienie może być świetną formą zabawy. Może stać się też profesją naszego psa. Przede wszystkim jest jednak pewnym procesem, który zwiększa pewność siebie naszego psa, jego samodzielność, wzmacnia więź z przewodnikiem i pozwala psu na wykorzystanie swojego potencjału. A proces to coś co trwa.
Dlatego szalenie ważne jest, aby robić to pod okiem kogoś, kto nie tylko ma doświadczenie ale i mierzalne efekty w swojej pracy. Który robi to co mówi, wierzy w to co mówi, a jego sposób myślenia ma sens.
Wiecie jak bywa z psimi szkołami. Są dobre, są i takie, które mogą wiele zniszczyć. Nie inaczej jest z nauką tropienia. Gdy któraś z dziedzin okazuje się "chwytliwa", specjalistów przybywa jak grzybów po deszczu. Weryfikujcie, sprawdzajcie czy to osoby, które się wciąż dokształcają i realnie ulepszają swój styl pracy. Nie kierujcie się egzotyczną nazwą kursu w jakim brał udział prowadzący a waszą intuicją i zadowoleniem waszego psa :)
Z pozdrowieniami dla wszystkich tropicieli-tych czworonożnych, jak i dwunogich, a zwłaszcza tych, których miałam przyjemność już poznać!
fot. BavariaTeam
Zawsze chciałam zabrać Terrora na takie zajęcia, ale niestety w naszej okolicy nigdzie takich nie znalazłam :(
OdpowiedzUsuńA na własną rękę nie chcę zaczynać, bo nie mam żadnego doświadczenia, szkoda byłoby "spalić" coś już na początku wspólnej pracy..
Terrory w tej pracy są nieziemskie!
UsuńWasza okolica czyli? ;)
OdpowiedzUsuńŚląsk, konkretniej Jastrzębie Zdrój, Pszczyna, Żory :)
OdpowiedzUsuńCzyli najbliżej do Krakowa (bo wiem, że tam są). A był już raz Sosnowiec...
UsuńKraków? O proszę, my z Raciborza, chętnie byśmy się wybrały. Poszperam zaraz, ale czy mogłabyś polecić jakieś sprawdzone i pewne miejsce?
UsuńZ ogromną niecierpliwością czekam, aż w końcu uda mi się spróbować tropienia z Tytanią - jakoś mam pecha, bo zawsze kiedy Bavaria Team jest w Warszawie coś sprawia, że nie mogę uczestniczyć w warsztatach. :(
OdpowiedzUsuńAch, właśnie zauważyłam półkolonię tropową w Warszawie, ajajaj! Może uda mi się namówić P., żeby uczestniczył w tym z Tytanią...
OdpowiedzUsuńPróbuj, bo naprawdę warto!
UsuńMnie akurat "sport" jakim jest tropienie najbardziej ciekawi. I jak to zacząć od malucha. Nie żeby tam trenował już teraz od razu, tylko żeby potrafił posługiwać się nosem i nie zatracił tego (cytując Ciebie) do czego został stworzony - do tropienia. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNa początku najlepsze jest węszenie za smakami w domu albo szukanie ukrytej zabawki :) Powodzenia!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńA my bardzo dziękujemy cioci pasztetowej za ciekawe doświadczenie i obiecujemy, że będziemy kontynuować, bo ta forma aktywności bardzo nam się spodobała (patrz "problemy kręgosłupowe" 😉). Musimy tylko znaleźć w okolicach odpowiedzialnych ludzi i szkolenia, żeby nie popsuć nabytych umiejętności ☺
OdpowiedzUsuńPsie, który ma rozwinięte zmysły to prawdziwe złoto. Sam szukam takiego i będe próbował go czegoś nauczyć :)
OdpowiedzUsuńDzięki za fajny wpis. W ten weekend chciałam zacząć tropienie ale powiem szczerze, że chyba najpierw udam się do specjalisty bo mam wątpliwości czy czegoś nie zepsuję... A wydaje mi się, że tropienie będzie dla mojego psa takim "konikiem".
OdpowiedzUsuńJa mam w planach tropienie ze względu na problemową Ru. Na pierwszych zajęciach widać było, że jak to owczar - zgubiła ślad, więc ślipia we mnie "mamoooo pomusz mnie!". Na razie byliśmy na jednym, ale dla dobra jej móżdżku planuję więcej! :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie owy temat interesuje, ale niestety mało się o nim mówi - nawet ciężko wydobyć jakieś konkretne informacje z Internetów czy książek. Tropienie powinno być zdecydowanie bardziej rozpowszechniane, sama zauważyłam jak Abi pięknie się wycisza szukając rozrzuconych smaków w trawie i jaką frajdę sprawia jej używanie własnego nosa :D
OdpowiedzUsuń