niedziela, 14 stycznia 2018

Spacer grupowy - styczeń 2018.


Korzystając z wolnej soboty i bezdeszczowej choć mroźnej pogody, grzeczni absolwenci i kursanci po raz kolejny wzięli udział w zwierzynieckim spacerze grupowym (choć w tym roku po raz pierwszy).






Paco, który zrobił ogromne postępy dzięki spacerom (wzrastająca pewność siebie) jako pierwszy powitał owczarka, jak co sobotę, wiernie czekającego na powrót pana. A że pies czekał przed bramą, niektórzy włączyli tryb zaniepokojenia. Wszak czarnawy owczarek na wiejskim terenie nie budzi zbytniego zaufania. Niepotrzebnie! Przymilniejszego i bardziej ufnego w stosunku do obcyh psów i ludzi ON-ka nie znam! 


Spacer to obwąchanie strategicznych miejsc. Nie mogło więc zabraknąć momentów rycia ściółki leśnej przez psie nosy. Cokolwiek pozostawiło ślad w tej kępce mchu, nie uszło uwadze czujnym węszycielom.


Na spacerze po raz pierwszy pojawił się Rubin. Choć jego pani obawiała się jego nastawienia do innych psów, Rubin szybko stał się ulubieńcem nas wszystkich. Trudno nie lubić psa, któremu radość sprawia znoszenie chrustu na ognisko ;)


Rodi to uparty typ. Robi postępy ale lubi udawać, że nie wie o co chodzi. Sam jednak - gdyby mógł - przyznałby, że jego początki ze stanem obecnym dzieli ogromna przepaść. Co prawda nadal poluje na puchate ogonki swoich kolegów i koleżanek, ale już bez arii szczeknięć, pisków i pojękiwań. Coraz częściej pojawiają się też chwile zawahania przed skokiem w kierunku umykającej kity.


Niespodzianką środowiskową okazała się zamarznięta woda na polach. Wzbudziła żywe zainteresowanie wszystkich psów.


Ślizgające się łapy i słaba przyczepność u jednych budziły chęć do zabawy u innych ostrożność.


Ozzy stwierdził, że znudziło mu się bycie spanielem i spróbuje zostać pudlem. A że ładnemu we wszystkim ładnie, podejrzewam, że nawet i zgolony na łyso wciąż wyglądałby dobrze.


Emka zaliczyła małą akcję ratunkową. Po wpadnięciu do wody, nie mógła się z niej już wydostać. Brzeg okazał się za stromy a zadek zbyt żelazny. Niezbędny okazał się mój chwyt za szelki. Obeszło się bez ofiar. Nie widzę się za bardzo w roli morsa... 


W drodze powrotnej jednych dopadło pragnienie...


Inni postanowali się nie patyczkować i nie przebierać w środkach. Patyczki są dla słabych. Dla prawdziwych twardzieli są konary.


Choć spacer jak zawsze upłynął w dobrych humorach, nosy zmroziło wszystkim. Gorące pozdrowienia kieruję do Marty zalegającej w stosie zasmarkanych chusteczek a także Elvisa, który w przeddzień spaceru nabawił się kontuzji barku. Zdrowiejcie i widzmy się w lutym na następnym spotkaniu!

mój osobisty pies-zomowiec :P

A Wam jak upłynął weekend?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz