Raz na sto lat, zdarza nam się wolny weekend albo chociaż wolna sobota...dlatego korzystając z okazji, że nie szkolimy...sami postanowiliśmy się doszkolić :)
Na szkolenie o tej tematyce wybierałam się od dawna. Wciąż jednak natrafiałam na różne przeszkody i udział trzeba było odkładać. Aż wreszcie pojawił się termin, który-w co początkowo trudno mi było uwierzyć-miałam wolny. Decyzja była więc natychmiastowa!
Kto mnie zna ten wie, że koty były ze mną od zawsze. I jak to koty, same decydowały kiedy się pojawić. Przychodziły, odchodziły, zadamawiały się na dłużej, bądź tylko gościły na chwilę. Zawsze były kotami wychodzącymi. Bliskość parku, pól, łąk i lasu sprawiała, że były także kotami mocno łownymi.
W "tamtych czasach" (wieeem, brzmi to dość śmiesznie, ale taka prawda...) mało kto "bawił się" w kuwetę, zamykanie kota w domu i inne "fanaberie". Nie kupowaliśmy specjalnych karm czy też kocich puszek, a jedynie surowe mięso. Być może właśnie z tych powodów nie znane nam było pojęcie "kocich problemów" zarówno na tle zdrowotnym, jak i behawioralnym...Miałam kocury, miałam kotki. Nigdy nie znaczyły mi domu, nie załatwiały się "na złość", nie skakały na mnie o trzeciej nad ranem, ani nie wybrzydzały w jedzeniu...
Zapisując się na szkolenie, przede wszystkim chciałam zweryfikować wiedzę, jaką zdobywałam od małego. Bo kto obcuje z kotami dzień w dzień (i nie tylko rzecz jasna, bo to samo tyczy się psów czy też koni itd.) przez lat prawie trzydzieści, ten chcąc czy nie chcąc widzi, słyszy i odczuwa więcej :) Teoria jest ważna, ale praktyki nie zastąpi nic...
Dlatego przeogromnie miłym zaskoczeniem było dla mnie, że naprawdę doświadczona i szanowana osoba podziela moje zdanie względem tego, czego kotu nie powinniśmy odbierać. Czyli kontaktu ze światem zewnętrznym, mięsa (błagam, jeśli jesteście wege, nie próbujcie przestawiać kota na taką dietę...lepiej weźcie sobie królika albo chomika...), polowania i pozwalaniu na podejmowanie własnych decyzji.
Mam wrażenie, że do nas-ludzi, nie dociera fakt, że wszystkie problemy-czy to kocie, czy psie, zawsze biorą się z winy człowieka. Dajemy niejasne komunikaty, uniemożliwiamy realizację naturalnych potrzeb, a przede wszystkim CHCEMY DOBRZE. Tyle tylko, że chcemy dobrze Z NASZEGO PUNKTU WIDZENIA. Zamykamy koty w domach, bo chcemy, żeby były bezpieczne, chcemy żeby nie spotkało ich nic złego, żeby były czyste, szczęśliwe i rozpieszczane. Cóż kot już za to, że jest kotem na to zasługuje :) Gdyby jednak mogły mówić, mogły wybierać czy życie w czterech ścianach jest takie fajne...owszem, do luksusu łatwo się przyzwyczaić, wiele pogardziłoby światem zewnętrznym. Ale nie zabrakłoby i takich, które wybrałyby wolność. Nie chcę tutaj nikogo oceniać. Raczej przedstawić swoją opinię. Koty zawsze kojarzyły i kojarzyć mi się będą z wolnością. Oczywiście wielkie znaczenie mają warunki-mieć kota wychodzącego w centrum ruchliwego miasta, to nie jest sytuacja komfortowa ani dla kota ani dla opiekuna. Ale być może wtedy warto pomyśleć o innym zwierzaku. Coraz częstszy sposób myślenia "nie mam czasu na psa, wezmę kota, bo wystarczy go tylko nakarmić" jest głównym powodem pojawiających się problemów. Warto też rozróżnić, że zmienność rasowa również ma znaczenie. Ja zawsze byłam zakochana w dachowcach i ta miłość nigdy mi nie minie. Co nie znaczy, że można mieć persa, który rządzi na naszej dzielnicy, albo dachowca, który jest kotem jedynie "nakolankowym" i jakiekolwiek włóczenie się zupełnie mu nie w głowie :)
Wracając jednak do samego szkolenia-przygotowane bardzo profesjonalnie, poruszające możliwie wiele aspektów kociej natury, problemów i mitów ("czy to prawda , że koty wgryzają się w tętnice?"...). I chociaż moja wiedza nie wzrosła, to ugruntowała to, co od lat mogłam obserwować i analizować. Niektóre fakty i spostrzeżenia, które dla mnie były intuicyjne, zostały nazwane, inne potwierdzone od strony naukowej.
Dla kogo jest skierowane szkolenie?
Moim zdaniem, przede wszystkim dla osób, które rozpoczynają przygodę z tak niesamowitym stworzeniem, jakim jest kot. Właścicieli, hodowców, groomerów, lekarzy weterynarii i pracowników schronisk czy fundacji, którzy nie czują się pewni w sferze rozumienia kocich zachowań. Bo fascynować się kotem to za mało. Kota jeszcze trzeba zrozumieć. Tyle tylko, że jednodniowe szkolenie to stanowczo za mało, żeby tego dokonać :)
Program, jak i opis można znaleźć na stronie organizatorów:
Behawior kota. Profilaktyka zaburzeń behawioralnych u kotów.
Było warto, dlatego szczerze polecam :)
Podoba mi się taka metoda doszkalania, gdybym mogła chętnie bym brała udział w takich szkoleniach i kursach. Chociaż na pierwszym miejscu jest dla mnie kurs trenerski :).
OdpowiedzUsuńWłaśnie od kilku dni mam kociaka w domu. Ma 3 miesiące. Twój tekst dał mi wiele do myślenia. Dzieki wielkie!
OdpowiedzUsuń